top of page

"Szpital psychiatryczny oczami pacjenta [20]"

20. Spotkanie społeczności.


W tym całym zamieszaniu kolejnego „wezwania”, dobre było to, że nie musiałam już zastanawiać się w którą stronę mam iść. I tak wybór nie był zbyt duży, a dodatkowo pomimo swojej nieprzytomności, zdążyłam ogarnąć, że jak coś się działo ważnego to tylko w jednym miejscu – na stołówce. Tylko tam było wystarczająco dużo krzeseł, aby zebrać nas wszystkich (a właściwie WSZYSTKIE – przecież mężczyzn tam nie było).




Zarzuciłam na siebie szary szlafrok i nie zwracając uwagi na to, co robią inne towarzyszki niedoli, od razu usiadłam w miejscu, które upatrzyłam sobie kilka godzin wcześniej podczas śniadania. Nie czekałam do ostatniej chwili. Chyba bałam się, że może okazać się, że pozostaną mi tylko krzesła blisko korytarza, a co za tym idzie blisko pielęgniarek i lekarzy. A to było zbyt niebezpieczne.


Ja zawsze wolałam być wcześniej, aby tylko nie sprawiać problemu, aby tylko ktoś nie musiał na mnie czekać – głupi perfekcjonizm!? Chciałabym pozwalać sobie na więcej luzu…


Skoro zawołali nas na zebranie, to przecież „grzeczna Monika”, wstała i poszła – zrobiłabym to nawet jakby mi nogę urwało – przecież widzieli w jakim stanie jestem – nie było zmiłuj się!


Takim oto sposobem siedziałam na „moim miejscu” i czekałam, aż cała załoga oddziału XIV zbierze się w jednym miejscu. A muszę przyznać, że pozostałe pacjentki jakoś wielce się nie przejmowały i nie śpieszyły się, tak jak ja – jakby od tego miało zależeć całe moje przyszłe „być albo nie być”.


Otuliłam się jeszcze mocniej szlafrokiem chcąc ukryć piżamę jaką miałam na sobie. Nie chodziło o to, że się wstydziłam… Ja nie chciałam po prostu tak bardzo się wyróżniać i zwracać na siebie uwagi innych. Co było wręcz nie do wykonania. Każda nowa osoba (jak się później przekonałam na swoim przykładzie) wzbudzała niemałe zainteresowanie. Każda nowa osoba, była jak ląd do odkrycia. Do której z drugiej strony podchodziło się z dużym dystansem – no bo po co zagadywać skoro i tak mało kto miał tam ochotę rozmawiać.


Kiedy już większość z nas była na swoich miejscach, pojawiła się delegacja kilku osób. Każda z kobiet ubrana w biały fartuch. Część z twarzy kojarzyłam już z wcześniejszego spotkania przy obchodzie przed śniadaniem oraz podczas rozmowy z lekarzem. Potrafiłam już rozpoznać twarzy pani psycholog, oraz stażystki, która chodziła za nią wiernie jak cień. Na „zebraniu społeczności” stawiły się również pielęgniarki, które miały wtedy dyżur.


Była też jedna osoba, której nie widziałam wcześniej. Niska, około 155cm wzrostu, krótkowłosa blondynka. Na jej twarzy ciągle utrzymywał się uśmiech, jakby ktoś przykleił jej banana. Ale pomimo, może dosyć słabego porównania jakiego przed chwilą użyłam, jej twarz, mimika i wzrok dawał promień nadziei. Widziałam życzliwość i szczerość w jej oczach. Wyglądała na bardzo młodą i pogodną osobę. Nie wiedziałam tylko jaka była jej rola w tym szpitalu???


W czasie kiedy ja robiłam przegląd kobiet w białych fartuchach, jedna z pielęgniarek z pomocą pacjentek, ustawiła kilka krzeseł naprzeciwko wszystkich pozostałych.


Po chwili głos zabrała Pani psycholog: „Witam wszystkich na zebraniu społeczności.”

Zrobiła chwilę przerwy na złapanie oddechu oraz czekała aż inne kobiety się uspokoją.

„No to teraz się zacznie” – pomyślałam pełna obaw…


Ciąg dalszy nastąpi...


Comments


Featued Posts 
Recent Posts 
Find Me On
  • Facebook Long Shadow
  • Twitter Long Shadow
  • YouTube Long Shadow
  • Instagram Long Shadow
Other Favotite PR Blogs
Serach By Tags
Nie ma jeszcze tagów.
bottom of page