"Szpital psychiatryczny oczami pacjenta" [18]
18. Zapoznaje się z pokojem obserwacji nr 1
Zanim zaczęłam się pakować nałożyłam szlafrok na siebie, a na moim nadgarstku ponownie znalazł się mój elektroniczny zegarek. Jaka ulga, że w tamtym momencie właśnie taki posiadałam. Niby prosta rzecz, ale o wiele łatwiej było spojrzeć na wyświetlane cyfry, aniżeli odczytywać godzinę z układu wskazówek.
Po chwili chwyciłam za plecak leżący niedaleko łóżka, a pod pachę włożyłam moją ulubioną poduszkę- misia.
I właśnie z takimi tobołkami ruszyłam w poszukiwaniu „Sali obserwacji nr 1” o istnieniu której kilka chwil wcześniej poinformowała mnie pielęgniarka.
Wiedziałam, że czeka mnie jeszcze jeden kurs, bo przecież kołdra, poduszka i ukochane zsuwające się prześcieradło miałam zabrać ze sobą. Postanowiłam jednak najpierw zbadać sprawę i dowiedzieć się jak wygląda owe pomieszczenie oraz łóżko na którym miałam spędzić kolejne dni (a przynajmniej tak wtedy myślałam, nie znając zwyczajów jakie panowały w tamtejszym oddziale).
Pomaszerowałam dumnym krokiem i z głową podniesioną wysoko mijałam inne pacjentki…
Taaa… dobry żart, prawda? Chciałabym! Ale było jak wcześniej… ciągnęłam nogi za sobą, a moje oczy wbite były w podłogę, nie chcąc się konfrontować z nikim wokoło. Jedynie dyskretnie patrzyłam w którym kierunku mam podążać. I takim oto sposobem znalazłam się w niewielkim pokoju w którym stały 4 łóżka.
Moją uwagę od razu zwróciła szyba, która wypełniając niewielką prostokątną przestrzeń nad jednym z łóżek, ukazywała znany mi już pokój zabiegowy.
„Aaaahaaa … to dlatego usłyszałam, że zapraszają mnie na <salę obserwacji>” – pomyślałam – „tutaj to już naprawdę nie da się nic ukryć”.
Ucinając swój krótki monolog, przeskanowałam pomieszczenie w celu lokalizacji miejsca o którym poinformowała mnie pielęgniarka. Ku mojemu zaskoczeniu wszystkie łóżka były zajęte. Na wprost mnie leżała przykryta po samą szyję kobieta, której nawet nie byłam w stanie dostrzec. Obok, na kolejnej „szpitalnej pryczy” siedziała młoda, około 30letnia ciemnowłosa kobieta. Ubrana w dres podpierała się rękami, jakby tylko czekała, kiedy może wystartować i wyjść. Widać było jej poddenerwowanie. Dostrzegałam również lekkie niezadowolenie z powodu tego, że przebywa w szpitalu. Jej ostre rysy twarzy oraz bystry wzrok, które widziałam zza szkieł okularów o grubych ciemnych oprawkach, które opierały się na jej zgrabnym niewielkim, ale kształtnym nosie, informowały mnie, że mam się nie zbliżać do jej łóżka.
Poczułam jej strach, a zarazem agresję. Widziałam, że lepiej było się do niej w tamtym momencie nie odzywać. Ona również wcale nie była chętna na rozmowę, ku mojej wielkiej radości!
Zaraz naprzeciwko niej było kolejne łóżko, którego obecna „właścicielka” – kobieta około 50siątki w krótko ściętych blond włosach próbowała pozbierać się do kupy. Gdy mnie zobaczyła, jeszcze bardziej przyspieszyła swoje ruchy i rzuciła do mnie krótkie: „Zaraz tu będzie wolne łóżko”. Stałam obok starając się nie wywierać zbytniej presji, ale chyba jednak sama moja obecność była nadto stresującym czynnikiem.
Jak na osobę z depresją (tudzież inny dziadostwem) radziła sobie całkiem nieźle. Nie mniej jednak, kontakt z tą osobą był ograniczony. Z czego kolejny raz w ciągu tych kilku minut bardzo się ucieszyłam. Cudownie było nie czuć presji otoczenia, że muszę rozmawiać, czy w ogóle podejmować jakieś reakcje zwrotne.
Kobieta zabrała swoją poduszkę, kołdrę i prześcieradło i ruszyła w kierunku drzwi. Na niewielkiej szafeczce zostawiła jeszcze kilka swoich szpargałów, po które miała zaraz wrócić. A ja w tym czasie, położyłam swój pakunek na podłogę i sama, ostatkiem sił, powędrowałam po pozostałe rzeczy, które chyba już od tamtego momentu mogłam nazywać „moimi”…
Następny wpis: "Szpital psychiatryczny oczami pacjenta" [19]
Poprzedni odcinek: "Szpital psychiatryczny oczami pacjenta" [17]
Wszystkie wpisy: "Szpital psychiatryczny oczami pacjenta"
Comments