"Szpital psychiatryczny oczami pacjenta" [17]
17. Ponowne przebudzenie.
Oddawałam się w pełni odpoczynkowi. Sen regenerował moje zmęczone ciało oraz umysł. Powrót do normalności jednak nie był wcale taki łatwy. Zresztą! O jakiej normalności my w ogóle mówimy?! Mijała przecież dopiero pierwsza doba mojego pobytu w szpitalu. Wtedy miałam wrażenie, że to wszystko dzieje się tak niesamowicie dłuuugo…
Zdecydowanie, kiedy odłączasz się w znacznej mierze od bodźców – raptem, okazuje się, że masz tak wiele wolnego czasu. To świat i natłok obowiązków sprawia, że gonimy i jesteśmy ciągle w biegu.
Nie dziwię się zupełnie, że osoby w depresji wyautowują się z rzeczywistości. Czasami nawet osoby zdrowe mają już dosyć. Ale wiem z doświadczenia, że warto czasami się zatrzymać. Mnie osobiście trudno było tego dokonać samej, więc wybierałam się na rekolekcje ignacjańskie w milczeniu, gdzie czas jakby stawał w miejscu. Co prawda tam była zupełnie inna rzeczywistość, niż w szpitalu, ale odczucia zagięcia czaso-przestrzeni miałam podobne.
„Pani Wydra?” – ponowne wołanie wyrwało mnie ze snu. Pół przytomna spojrzałam przez ramię nad pochyloną nade mną młodą kobietą, którą w związku z brakiem na nosie okularów widziałam jakby przez mgłę.
„yhhhym?” – wydusiłam z siebie pomruk zapytania z podniesioną delikatnie głową.
„Jest Pani przeniesiona na salę obserwacji nr 1” – zakomunikowała pewnym głosem z nutą troski, pielęgniarka stojąca nad moim łóżkiem. Nie zdążyłam ułożyć w myślach żadnego pytania, kiedy usłyszałam: „Proszę przenieść wszystkie swoje rzeczy, łącznie z prześcieradłem, kołdrą i poduszką do pokoju nr 1, znajdującym się zaraz przy pokoju zabiegowym. Jedna z pacjentek zaraz przeniesie się do innego pokoju i zwolni dla Pani łóżko.” Po zakończonym monologu nie czekając na moją reakcję po prostu odeszła.
A moja głowa opadła ciężko na poduszkę…
Czułam jakie słabe jest moje ciało. „Monika, to tylko kilka kroków… Tylko kawałek…” Motywowałam się wszelkimi sposobami, aby wykonać tak przecież banalne zadanie. „Monika, nie zasypiaj… Zrób co masz zrobić i znów będziesz mogła się położyć.” Szukałam choć odrobiny sił woli. „Nie rób problemu innym! I tak będziesz musiała wstać! Nie odpuszczą Ci” – te słowa przekonały mnie ostatecznie… bo przecież nie chciałam być jeszcze większym problemem niż już się czułam.
A czułam wtedy, że moje życie to jedna wielka pomyłka. Że tylko zabieram tlen innym. Że jestem problemem, który trzeba ostatecznie rozwiązać. Że przeszkadzam i jestem wrzodem na tyłku dla wszystkich którzy mnie znają i którzy mają ze mną styczność. Miałam wyrzuty sumienia, że zajmowałam łóżko, że przecież komuś innemu by się ono bardziej przydało, a ja nie jestem warta tego, żeby o mnie walczyć.
Podobne myśli towarzyszyły mi również przed przyjściem do szpitala. Nawet kiedy szłam chodnikiem i mijałam innych ludzi, zarzucałam sobie, że jestem dla nich problemem… Choćby dlatego, że musieli na mnie spojrzeć i skupić się, żeby we mnie nie uderzyć.
Wiem… to brzmi mega nieracjonalnie i tak trudno to zrozumieć osobie zdrowej… (podobnie jak trudno zrozumieć osobę chorą na anoreksje, która patrząc w lustro powtarza nieustannie: „Jestem gruba”. Jak trudno jest przekonać taką pacjentkę, że jest odwrotnie! )
Właśnie takie „przebiegłe” i trudne są choroby psychiczne… i właśnie z takimi rzeczami wtedy się mierzyłam.
„No… Monia rusz ten swój gruby tyłek! I tak jesteś beznadziejna i nic ani nikt tego nie zmieni!” – kolejna cudowna myśl przeleciała mi przez głowę, jakby podszept najgorszego wroga, kopiącego po żebrach leżącą ofiarę nie mając żadnej litości…
Ze spuszczoną głową, zrezygnowana i smutna, założyłam okulary oraz spuściłam nogi na podłogę przygotowując się do wykonania „misji”.
Następny wpis: "Szpital psychiatryczny oczami pacjenta" [18]
Poprzedni odcinek: "Szpital psychiatryczny oczami pacjenta" [16]
Wszystkie wpisy: "Szpital psychiatryczny oczami pacjenta"
Comments