top of page

"Szpital psychiatryczny oczami pacjenta" [19]

19. Szpitalne traktowanie


Leżałam w łóżku, które było mi przeznaczone. Zajmowałam miejsce zaraz przy szybie łączącej „nasz pokój obserwacji” z pokojem zabiegowym pielęgniarek. W ramionach mocno ściskałam Grację, przytulając ją do klatki piersiowej chcąc choć odrobinę zmniejszyć ból który czułam.



Wysiłek jaki włożyłam w przeniesienie się na to nowe miejsce był ogromny. Nie dotyczył tylko pracy moich mięśni, ale również psychika musiała sporo dać od siebie – musiałam przecież nawiązać kontakt z innymi kobietami. Ostatecznie cieszyłam się jednak, że jestem w miejscu bardziej oddalonym od ludzi i że nie jest to już rozkładana prycza, ale normalne szpitalne łoże. Prześcieradło dalej się zsuwało… a ślizgi materiał materaca mógł przyprawiać o mdłości. Nie zwracałam jednak na to aż tak dużej uwagi.


Przymulona ma maksa, zasnęłam po raz kolejny. Tak naprawdę przecież nie robiłam od kilku godzin nic innego jak tylko spałam. A no i jeszcze wykonywałam grzecznie polecenia personelu wtedy kiedy mnie obudzili… oczywiście na pół przytomna. Nie myślałam o niczym innym jak tylko o tym, by spać.

Zasypiałam wszędzie. Nie ważne czy to było twarde drewniane krzesło, łóżko z suwającym się prześcieradłem, czy sedes w wc. Wszędzie musiałam walczyć z opadającymi ciężkimi powiekami.


Nie śniło mi się nic. A przynajmniej nic z tego nie pamiętam. Gdy dziś o tym myślę pojawia się we mnie ogromny strach. Kiedy przypominam sobie te pierwsze godziny w szpitalu, łącze je od razu z moimi obawami jakie miałam zanim tam trafiłam. Bałam się przecież, że zrobią ze mnie wariata… Że przecież mogą wszystko!

Ja nawet nie byłam świadoma leków jakie przyjmowałam. Niby mogłam się zapytać co przyjmuje, ale co to zmieniało??? Tak naprawdę mogliby przecież dać mi wszystko.


No ale… takie myślenie, że coś chyba jest nie tak, zaczęło dobijać się do mnie trochę później. W tamtym momencie, po prostu korzystałam z tego, że NIC NIE MUSZĘ. No dobrze, uściślając, PRAWIE nic nie muszę.

Bo oczywiście, po zbyt krótkiej chwili, kiedy miałam wrażenie, że przecież praktycznie przed momentem zamknęłam powieki, ponownie rozległo się wołanie, zmuszające mnie do wstania.


-„ Zapraszamy na spotkanie społeczności” – usłyszałam z oddali nawoływanie pielęgniarki.

Kiedy sobie to przypominam, to zalewa mnie krew i ogrom złości. Dlaczego nie pozwolili mi dojść wtedy chociaż odrobinę do siebie??? Chociaż dzień lub dwa!!!?? Gdzie emaptia???!!! Dlaczego nie mogłam po prostu przespać tego czasu kiedy czułam się fatalnie… albo gorzej niż fatalnie!


Zapewne ma to jakieś swoje logiczne wytłumaczenie, ale w moim odczuciu, osoby, która miała ogromny problem aby wstać z łóżka … to było znęcanie się…


Tyle piszę o depresji próbując łamać stereotypy i pokazując, że depresja to choroba jak każda inna. A w szpitalu czułam się traktowana jak człowiek, który musi wykonywać polecenia, bo inaczej będzie kara.

Czy kiedy ktoś trafi do szpitala po zawale, albo ze złamaną nogą, czy po wypadku, od razu karzą chodzić??? Ehhhh…. No dobrze, patrząc na nasze polskie szpitalne warunki to faktycznie bardzo słabe porównanie, bo zakładam, że nie takie rzeczy się działy – przecież po co przynosić obiad do łóżka skoro nogi są „sprawne” (z całym szacunkiem do lekarzy i pielęgniarek).

Temat rzeka ogólnie.


Dzień obfitował w mnogość nowości… Nie myślałam, że będzie ich aż tyle. Ja rozumiem śniadanie, obiad, rytuał wydawania leków… ale o co chodzi z jakimś „spotkaniem społeczności” ???


Wstałam kolejny raz tego czwartkowego dnia. To już piąty? Albo szósty? Straciłam rachubę…



Ciąg dalszy nastąpi...




留言


Featued Posts 
Recent Posts 
Find Me On
  • Facebook Long Shadow
  • Twitter Long Shadow
  • YouTube Long Shadow
  • Instagram Long Shadow
Other Favotite PR Blogs
Serach By Tags
Nie ma jeszcze tagów.
bottom of page