"Szpital psychiatryczny oczami pacjenta" [7]
7. Obchód
Dotarłam na stołówkę. Przestrzeń jaką mijało się podążając od drzwi wejściowych do pokoju zabiegowego oraz dalej do pokoi pacjentek. W niej ustawione były stoły i krzesła. Małe, kwadratowe stoły z drewnianym blatem oraz metalowymi nóżkami, przy których stały po cztery krzesła. Z jednej strony przy ścianie ustawiony był rząd „foteli” (mam na myśli krzesła obite materiałem, które były zdecydowanie wygodniejsze od pozostałych). Na ścianie naprzeciwko nich wisiał telewizor, a pod nim zauważyłam półki, gdzie leżały gry planszowe, książki, kredki i kolorowanki. „Będzie zabawa” – pomyślałam.
Przez duże okna oraz drzwi balkonowe zauważyłam drzewa oraz budynek, który znajdował się w oddali – również z czerwonej cegły. Ziemia pokryta była brązowymi liśćmi. Pierwszy raz w dziennym świetle spojrzałam na zewnątrz. I tam nie było życia. Szaro i ponuro. Ale nie była to rzecz, która wybitnie mnie interesowała.
Zdawałam sobie sprawę, że Justyna wie, gdzie mnie zawiozła. Wie, gdzie mnie szukać. A dla mnie liczyło się tylko to co działo się wewnątrz budynku… wewnątrz mnie… Gdzie ból wyrywał moje serce z piersi… Gdzie czułam, jak wielka, ciężka kula uciska moją klatkę piersiową. Miałam ochotę „wyrwać ją” i wyrzucić! Ale nie potrafiłam.
Już samo to było wystarczająco trudne, dlatego pozwoliłam sobie „olać rzeczywistość”… Pozwoliłam sobie skupić się egoistycznie, tylko na sobie.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Niektóre z krzeseł były już pozajmowane. Nie znałam zwyczajów panujących w szpitalu. Nie miałam pojęcia czy są wyznaczone jakieś miejsca na które siadają te same osoby. Bałam się usiąść, bo obawiałam się, że ktoś mnie z niego wyprosi.
Byłby to dla mnie kolejny ogromny cios.
Pokonując jednak strach, wybrałam jedno z krzeseł przy najdalszym ze stolików, stojących w czterech rzędach. Chciałam się schować… Ale było to trudne do wykonania, ponieważ nowa osoba zawsze przyciąga wzrok bywalców. Szczególnie w szpitalu zamkniętym, gdzie dostarczanych bodźców jest stosunkowo mało.
Usiadłam, poprawiłam szlafrok zakrywając niebieską piżamę. Czekając na dalszy bieg wydarzeń, patrzyłam bezsilnie w stolik. Chciałam, aby ten czas minął szybciej, ale nie byłam w stanie nic zrobić. Mogłam tylko poddać się temu co się dzieje.
Na stołówce zaczęło pojawiać się coraz więcej kobiet. Większość przychodziła samodzielnie. Starszym osobom pomagały pielęgniarki.
W pewnym momencie z korytarza, który prowadził do drzwi wejściowych pojawiło się kilka postaci. Wszystkie płci żeńskiej. Trzy z nich ubrane były w biały lekarski uniform. Pozostałe dwie zwyczajnie, bez oznak przynależności do jakiegokolwiek zawodu związanego ze szpitalem.
Dosłownie za moment dołączyła do nich również jedna z pielęgniarek, stając delikatnie z boku.
Stanęły przed nami… pacjentkami przy stolikach… A moje serce w tamtym momencie zaczęło bić coraz szybciej. Przełknęłam nerwowo ślinę, a ręce założyłam na klatce piersiowej. Zastanawiałam się jak będzie wyglądał „obchód”, na który tak usilnie zapraszały nas pielęgniarki...
Następny wpis: "Szpital psychiatryczny oczami pacjenta" [8]: Obchód c.d.
Poprzedni wpis: "Szpital psychiatryczny oczami pacjenta" [6]: "Zapraszam na obchód"
Wszystkie wpisy: "Szpital psychiatryczny oczami pacjenta"