Chrystus zmartwychwstał? Ale po co?
Cytując nasze klasyczne powiedzenie: „święta, święta … i po świętach”.
Właśnie wróciłam z rodzinnego domu. Przygotowuję się do pracy. Pakuję torbę na trening. Czyli, znów wraca „szara codzienność”. Zakończył się okres Wielkiego Postu. Minęły święta. A w kościele znów wróci „zwykła zieleń”....
Jak pewnie nie tylko mnie, ten czas umknął bardzo szybko. Miałam tyle planów wielkopostnych…. Ale… .... Nie udało mi się ich zrealizować nawet w 30%. Chciałam przeżyć czas Triduum podniośle, będąc całą sobą z konającym Jezusem… ale… ... nie potrafiłam skupić się podczas Eucharystii.
A dziś patrzę na ten miniony czas, chcę zatrzymać się i pomimo niedoskonałości odnaleźć coś co mnie zmieniło. Chcę odszukać sens tych świąt… teraz… po świętach! Czy to nie za późno? Czy się nie spóźniłam?
Skoro jestem w drodze, skoro Bóg nadal pozwala mi oddychać, skoro nadal bije moje serce, a palce są w stanie klikać w klawiaturę TO TAK! Nie spóźniłam się! Mam jeszcze czas!
Może i w Wielkim Poście nie udało mi się zbyt wiele. Miałam odmawiać codziennie dziesiątkę różańca… poległam po dwóch tygodniach. Miałam robić zadania ze zdrapki wielkopostnej… wytrwałam około 3 tygodnie. Zrobiłam minimum z minimum! Co poniedziałek siadałam ze Słowem Bożym i rozmawiałam z Bogiem. Raz to było 30 minut… Innym razem nie przesiedziałam nawet 15.. Byłam na siebie zła. Ale dla Boga to wystarczyło! To minimum jakie dałam z siebie. Wycisnęłam tyle ile byłam w stanie, a On dodał resztę.
Święta też nie były takie o jakich marzyłam. Chciałabym przejść z Jezusem drogę krzyżową, być przy Nim, współczuć Mu. A tymczasem poza piątkowym postem ścisłym, poza nabożeństwami (na których jak już wspominałam, uciekałam myślami w przyszłość jak nigdy wcześniej!), poza sprzątaniem i fajną rodzinną atmosferą, nie wydarzyło się to co zakładałam.
Tymczasem… kiedy tak myślę… Przez ten właśnie niedoskonały Wielki Post i święta Wielkanocne, Bóg przyszedł do mnie jak nigdy wcześniej.
Przyszedł w swojej delikatności i ze swoją akceptacją! Pokazał mi w miłości, że ja nie muszę niczego. Że wystarczy tylko odrobina (mimo, że dla nas to może być ogromna trudność!), a On – Jezus, który z miłości do mnie (również do Ciebie) oddał swoje życie, zajmie się resztą.
Tak często rezygnujemy z działania, bo nie jest to tyle ile byśmy chcieli. Jezusowi czasami wystarczy tylko nasze szczere: „chcę… pomóż mi.”
Jezus prawdziwie zmartwychwstał! On żyje! Niech ten czas świąt, nie pozostanie w tobie bezowocny.
Nie składałam życzeń na święta… ale chcę złożyć je po świętach, bo tak naprawdę to nie ważne były wczorajsze wydarzenia! Ważne jest to, że jutro wraca „szara codzienność”, która razem z Jezusem, może zmienić się w przepiękną drogę życia.
Niech Bóg ci błogosławi Monika