Ekstremalna droga krzyżowa życia...
Ponad miesiąc temu podjęłam decyzję, że w tym roku wybiorę się na Ekstremalną drogę krzyżową. Co to takiego? Na stronie internetowej www.edk.org.pl możemy przeczytać „Ekstremalna droga krzyżowa, bo trzeba pokonać trasę minimum 40 km w nocy. Samotnie, lub w skupieniu. Bez rozmów i pikników. Musi boleć, byś opuścił swoją strefę komfortu i powiedział Bogu: jestem tutaj nie dlatego, że masz coś dla mnie zrobić, ale dlatego, bo chcę się z Tobą spotkać. To droga do nowego życia.”
W trasę, którą chciałam przemierzyć, powinnam wyruszyć jutrzejszej nocy. Jednak tego nie zrobię. Dlaczego?
Od dwóch tygodni mierzę się z nawrotem depresji. Nie mam więc sił ani psychicznych, ani fizycznych by podjąć się wyzwania wędrówki nocą.
(O moje "przygodzie" z depresją możesz przeczytać tutaj: "Miałam depresję...")
Ostatnie dwa tygodnie są dla mnie jednak jak prawdziwa „ekstremalna droga krzyżowa”. Walka o wstanie każdego dnia z łóżka. Walka by wykonać proste czynności. Walka o uśmiech. Walka o życie.
W przytoczonym opisie o EDK, podanych jest kilka cech, które chciałabym porównać z tym co przeżywam aktualnie.
Napisane jest, że powinniśmy pokonać trasę samotnie lub w skupieniu. Pomimo tego, że mam przy sobie wiele życzliwych osób, które starają się mnie wspierać (za co jestem im bardzo wdzięczna), tak naprawdę pokonuję te dni w czasie depresji walcząc sama. Nikt, pomimo najszczerszych chęci, nie jest w stanie zabrać ode mnie tego ciężaru z jakim się mierzę. Wszelka pomoc jest chwilowa i wspomaga mnie w drodze. Jednak każda po pewnym czasie się kończy i znów pozostaję sama, bo nie da się uciec od siebie.
Bardzo dobitnie organizatorzy zauważyli, że ekstremalna droga krzyżowa „MUSI BOLEĆ”. Zdecydowanie „życie” w czasie depresji, a przy okazji wyrzuty sumienia, że się zawodzi bliskich i jest się ciężarem, BOLI (kto przechodził/walczy wie).
Mamy wyruszyć w ekstremalną drogę krzyżową bo „chcemy się spotkać z Bogiem”. Czy depresja spowodowała, że się spotkałam z Bogiem? Zdecydowanie tak. Tylko w Nim odnajduję ukojenie. Tylko On daje mi siły by się nie poddać i kroczyć dalej.
Jako ostatnie zdanie czytamy: „To droga do nowego życia”. Chciałabym, aby bolało mniej. Chciałabym „nawiązywać relację z Bogiem” w jakiś „łagodniejszy” sposób. Ale dostrzegam, że przez to cierpienie, przez „ekstremalną drogę krzyżową życia” staje w większej pokorze. Wiem, że sama nie jestem w stanie się podnieść.
„Ekstremalna droga krzyżowa” to piękna inicjatywa, którą popieram. Na pewno takie doświadczenie bardzo zbliży nas do Jezusa. Nie zapominajmy jednak o tym, że krzyż niesiemy całe życie.
Czasami krzyż, tak jak u mnie w ostatnich dniach, jest tak ciężki, że nie potrafimy podnieść się z łóżka. Czasami niesie się go łatwiej. Czasami przychodzą osoby, które nam pomagają. Czasami idziemy osamotnieni.
Jednak niezależnie w jakim położeniu jesteś, pamiętaj, że jest przy tobie ktoś, kto NIGDY cię nie opuszcza. To Bóg wspomaga Cię na każdym kroku. Pomaga wstawać z upadków. Cieszy się z kroków jakie czynisz pomimo trudności.
Ja każdego dnia pragnę wstawać i walczyć.
Na pewno jeszcze nie raz upadnę, ale wiem, że Bóg mi kibicuje!
Proszę, nie poddawaj się! Jeśli przytłaczają Cię problemy, spójrz na Jezusa. On również tak bardzo cierpiał dźwigając krzyż…